Francisco José Contreras (El club de los viernes)
Ci, którzy przestrzegają przed groźbą zamienienia przez CUP „placu Katalońskiego w plac Tahrir” zapominają, starając się ten typ odtworzyć, że to nie to samo wyjść z cuchnących moczem slumsów Kairu, co z dwupoziomowego chodnika w Gracii (dystrykt w Barcelonie – przyp.tłum.) i nie jest tym samym życie pod rządami kleptokracji, trzymającej cały kraj w nędzy, gdzie dźwięk dzwonka nie zawsze oznacza przybycie mleczarza, co życie w prosperującym społeczeństwie, które zapewnia wszystkim równe prawa (z wyjątkiem hiszpańskojęzycznych osób w Katalonii). Jeśli zamierza się podjąć fizyczne ryzyko, to lepiej, żeby nasze oburzenie miało pewną spójność. Jeśli gniew jest wynikiem ideologicznego pijaństwa i patetycznej autosugestii, jest możliwe, że ulegnie przed pierwszą policyjną presją tak samo, jak ipso facto ustępuje alkoholowe odurzenie, kiedy pokaże się mu nóż przy wyjściu z baru.
Demografia jest rozstrzygająca: rewolucje rozpętują ludzie młodzi (a nie autonomiczna katalońska policja) w wieku poniżej trzydziestu lat. Przez Egipt, w dodatku biedny i despotyczny, przelewał się młodzieńczy testosteron. Katalonia, bogata i rozpieszczona, starzeje się tak samo jak reszta Hiszpanii. W skupiskach patriotycznych jest dużo posrebrzonych już głów. ,,Ciocie” w wieku Forcadell (Carme Forcadell Lluis, aktywistka katalońska, przyp.tłum.) – wyjaśnia Cristian Campos – stanowią główny filar separatyzmu, ale stanie na barykadach bywa szkodliwe przy zapaleniu stawów.
A więc nie, nie wystawiamy się na ryzyko rzezi na wzór bośniacki. Rząd nie powinien aż tak obawiać się stanowczości. ,,Zderzeniem pociągów” (cudzysłów od tłum.) było to: kilka tysięcy dziecięcych pokrzykiwań i ruch profesorów z instytutu, którzy życiowo i intelektualnie zatrzymali się w ,,L’Estaca” (pieśń skomponowana przez katalońskiego artystę Lluisa Llacha w 1968 w jako manifest antyfrankistowski, zaadaptowana przez Jacka Kaczmarskiego na polski grunt z tytułem ,,Mury”, przyp. tłum). Dzielni escamots (katalońska organizacja terrorystyczna, założona w 1994 roku, przyp. tłum) cofają się, gdy tylko może ucierpieć zawartość ich portfeli: na przykład wielu robi wszystko by unikać grzywien a zacięte ANC i Omnium Cultural (ANC – Asamblea Nacional Catalana i Omnium Cultural to organizacje polityczne i kulturowe w Katalonii, przyp.tłum) wykręcają się udziału w manifestacjach. Tłumy słabeuszy plujących na funkcjonariuszy rozeszłyby się, gdyby pozwolono by im się bronić za pomocą sprzętu przeznaczonego do działań prewencyjnych.
Przepowiadano nam apokalipsę już kiedy zdelegalizowano Batasunę, ale tymczasem jedynie przestały płonąć autobusy i kantory.
Przepowiadano nam apokalipsę już kiedy zdelegalizowano Batasunę (nacjonalistyczna partia baskijska, przyp. tłum), ale tymczasem jedynie przestały płonąć autobusy i kantory. Jeśli rząd odwołałby się do artykułu 155 i usunie w końcu Puidgemonta, Junquerasa i Forcadell, odpowiedź nie byłaby bardziej zjadliwa niż to, co widzimy obecnie. Kiedy ma się osiemdziesiąt lat i tyle samo przewidywanej długości życia oraz rentę per capita większą niż 40 000 dolarów, nie chce się umierać za ojczyznę. Ponadto, część separatystów nie jest nimi pełną gębą, a ich rzeczywistą postawą jest naciąganie liny aż do maksimum, aby następnie zamieść wszystko, bo ,,coś nam się dostanie”.
I rząd czeka jak ich zadowolić. Deklaracje De Guindos i Catala kierują się na najgorsze. Rajoy czeka, aż osłabną dyskusje, aby jak to powiedział niezrównany Garcia – Marquez, ,,dać im kwoty fiskalne, reformę konstytucyjną, komisję międzynarodową, dialog dwustronny, inne zarządzenie (ale jeszcze wygodniejsze), w końcu przekazać takie kompetencje, które sięgnęłyby ludziom do kieszeni: lotniska, garść obietnic i nie ma tematu”.
Oczywiście, polepszenie sytuacji finansowej Katalonii (za cenę dociśnięcia aż do pęknięcia nieszczęsnego Madrytu, albo odpuszczenia finansowania biedniejszych regionów), albo obrona dwujęzyczności w konstytucji tylko posłużą do – oprócz porzucenia jeszcze bardziej Katalończyków, którzy nacjonalistami nie są – odroczenia finału o kilka lat: niepodległości już nie do powstrzymania w następnej rundzie, kiedy krąg szkolno-medialno- propagandowy wypierze mózg następnemu pokoleniu.
Jeśli Hiszpania chce przetrwać, konieczny jest historyczny splot takich wydarzeń, które doprowadziłyby do ponownego zjednoczenia. Albo rozmontuje się mechanizm indoktrynacji przeciwko państwu (edukację, media regionalne i sieci separatystyczne finansowane z pieniędzy publicznych), albo rozpadniemy się, i rozpad nie zakończy się na Katalonii i państwie baskijskim, jako że na Balearach, w Walencji czy w Nawarze szerzy się już ten sam wirus. Aula Polityczna CEU (CEU – Instytut Badań nad Demokracją na uniwersytecie w San Pablo, przyp. tłum), na przykład, ma już od lat dwa plany reformy konstytucyjnej, które pozwoliłyby odzyskać przez kraj utracone kompetencje. Nawet bez potrzeby ingerowania w Magna Carta dałoby się odzyskać kontrolę nad najważniejszymi sprawami, jako że szwy konstytucyjnego porządku zostały już napięte aż do maksimum, żeby pozwolić na interpretację korzystniejszą dla regionów autonomicznych i osłabiającą władzę centralną.
Naszym dramatem jest to, że możliwość wzmocnienia państwa i narodu jest hasłem wyklętym dla wszystkich partii w parlamencie, które uważają za oczywiste, że taka reforma konstytucyjna działałaby, po raz kolejny, odśrodkowo.
Rozwiązanie nie przyjdzie od klasy politycznej zainteresowanej w utrzymaniu autonomicznego stołka i wychodzącej z idiotycznego założenia, że wzmocnienie Hiszpanii równe jest frankizmowi.
Rozwiązanie nie przyjdzie od klasy politycznej zainteresowanej w utrzymaniu autonomicznego stołka (swojego żłobu) i wychodzącej z idiotycznego założenia, że wzmocnienie Hiszpanii równe jest frankizmowi. Może przyjść tylko od ludzi. Jimenez Losantos przywoływał ostatnio wydarzenie z drugiego maja 1808 roku, kiedy to naród ocalił kraj przed zdradzieckimi elitami. Mimo demonizacji każdej idei re-centralizacyjnej, według CIS (CIS – Centrum Badań Socjologicznych, przyp tłum.) 27% Hiszpanów chciałoby zmniejszenia władzy regionów autonomicznych albo w ogóle zlikwidowania ich.
Upokorzenie policji, wysłanej w paszczę wilka z rękami zawiązanymi za plecami powoduje spore oburzenie. I ciągła inscenizacja nienawiści do Hiszpanii powoduje napływ uczuć patriotycznych, które wśród wielu wydawały się być uśpione. Na balkonach wiszą flagi kraju i zbierają się tłumy, dopingujące straż miejską ruszającą w stronę Katalonii. W wielu małych ratuszach ruszają ruchy na rzecz jedności Hiszpanii – beznadziejnie hamowane przez rząd – i Podemos zakosztowało po raz pierwszy (w Saragossie) osolonej wersji swojego własnego lekarstwa (w Saragossie 24 września tego roku podczas spotkania lewicowej i pro-separatystycznej partii Podemos doszło do zamieszek wszczętych przez tłum ludzi, nazywających Podemos zdrajcami i separatystami, rzucając przy tym butelką w głowę prezydent miasta, przyp. tłum.).
Jest przebudzenie. Jest szansa. Trzeba skierowanej energii politycznej. Na pustyni zbiera się Głos. (Przy okazji, Głos [w oryginale Vox, przyp.tłum.] jest partią, dzięki której – oraz Miguelowi Duranowi – udało się doprowadzić do zatrzymania aż do teraz wysokich urzędników). (Odwołanie do wrześniowych wydarzeń w Barcelonie, kiedy to partia Vox i prawnik Miguel Duran wnieśli oskarżenie przeciwko 14 wysokim urzędnikom publicznym, odpowiedzialnym za proces separatystyczny; inicjatywa nie wyszła od rządu, ale od prawnika i pomniejszej partii, przyp.tłum.).
Tłumaczenie: Dorota Maczuga (KoLiber Kraków)
Francisco José Contreras (Twitter: fjconpe) jest wykładowcą na Uniwersytecie w Sewilli i członkiem Club de Los Viernes. Autor książek “Nowa lewica i chrześcijaństwo” oraz “Liberalizm, katolicyzm i prawo naturalne”. Publikuje w serwisach Actuall i Libertad Digital.